Zdradził mnie mąż, ale nie potrafię odejść

Witam serdecznie, mam 41 lat i jestem mężatką z dwudziestoletnim stażem. Mam dwóch wspaniałym dorosłych synów (20,21 lat). Moje życie było poukładane i wydawać by się mogło normalne do momentu jak zaczęłam męża podejrzewać o zdradę.

Potwierdzone podejrzenia

Moje podejrzenia sprowokowało dziwne zachowanie męża: późne powroty do domu, wciąż schowana komórka, nowa garderoba i kosmetyki a przede wszystkim bardzo dobry nastrój  - wyglądał jak człowiek zakochany. Były rozmowy, płakałam i prosiłam żeby przestał. Ale on albo nie mógł albo nie chciał. Ten romans trwał około 3 lata. Wyłam do poduszki, nic mnie nie cieszyło czułam się poniżona i odrzucona. Dzieci przeżywały razem ze mną widząc moje cierpienie.

Stałam się oziębła

Schudłam 30 kg. postarzałam się, paliłam paczkę papierosów dziennie. Liczyłam na to, że mąż się otrząśnie, wróci  do nas znowu. Gdy nasza sytuacja materialna skomplikowała się bardzo mąż wyjechał na kontrakt roczny. Pisał do mnie czułe SMS-y i często dzwonił. Nigdy mnie nie przeprosił aczkolwiek między słowami domyślałam się, że chce spróbować. Już wtedy tak poraniona nie umierałam z tego powodu z radości. Bardzo wystygły moje uczucia do niego żeby nie powiedzieć wygasły.

Nie daje się tego posklejać

Czekałam, co będzie dalej bowiem już nie wierzyłam w żadne jego słowo. Po powrocie do domu znowu się nie układało. Nie mogliśmy się dogadać. Mąż miał o wszystko do mnie pretensje o to, że dzieci go nie szanują przede wszystkim. Nie trzeba było długo czekać - znowu zaczęły się randki na chatach i SMS-y, znikanie z domu do 4 -tej nad ranem. Wiem, że wrócił do swojego poprzedniego życia. Mamy kupę długów i niepewną przyszłość, dlatego poukładanie sobie życia w cywilizowany sposób jest trudne - oboje nie mamy się gdzie podziać, o wynajęciu stancji mogę tylko pomarzyć. Tak, więc jestem skazana na wegetację pod jednym dachem.

Nadal cierpię, ale...

Czasem boli, gdy na niego patrzę, ale pojęłam decyzję, że jest to jednokierunkowa. Dwa razy się nie wchodzi to tej samej wody - widocznie wspólne życie nie jest nam pisane. Wyleczyłam się z  zazdrości, ból już też ustąpił. Dziś wiem, że mogę liczyć tylko na siebie - ale daje mi to siłę i motywację do życia. Już nigdy nie zrobię prezentu ze swojego życia - pozostanę samodzielną, świadomie kierującą swoim życiem kobietą. W życiu kieruję się pewnymi zasadami - wiem, w co wierzę i czego wymagam od innych - szacunku i lojalności może dzięki temu nie zabłądziłam w labiryncie, gdy wszyscy dookoła próbowali mi wmówić, że faceci już tacy są. Może to innym odpowiada, ale mi nie. Dziś mam szacunek do siebie i wierzę, że ma moim niebie zaświeci jeszcze gwiazda pomyślności. Pozdrawiam wszystkich, Anna

Przeczytaj także: